piątek, 14 grudnia 2007

02.12 - Cuzco (Peru)

Cuzco przywitalo nas deszcem i chmurami, ale raz na 4 dni moze padac - tak napisano w przewodniku. Od razu ( mimo stadka naganiaczy) kazalismy sie zawiezc do hotelu Pirwa, ktory polecili nam Saszki. Mimo staran nie udalo sie ich pokonac i wywalczylismy pokoj za 13 soli, a nie 12. Moze nie bylismy juz tak zdesperowani i na dodatek noc w tym smierdzacym autobusie troche nas wymeczyla.

Pirwa to schronisko dla backpakersow, wiec pokoje nie byly zbyt intymne, w kazdym po kilka pietrowych lozek, ale klimat panuje tu sympatyczny, a samo wnetrze urzadzone jest troche w stylu kolonialnym, dwa patia, schodki, amfilady. Plus darmowy internet (do ktorego nie dalo sie w ciagu dnia dopchac, bo okupywali go jacys smarkacze) oraz , uwaga: PLAZMA, pierwsza jaka spotkalismy podczas calej podrozy, wypas ;) No i w koncu po kilku dniach obrastania brudem moglismy sie wreszcie umyc jak ludzie. Dostalismy pocztakowo przydzial do pokoju, gdzie juz ktos mieszkal (jak sie okazalo nie sam, o czym ze zdziwieniem przekonal sie nasz recepcjonista - jakas mloda parka zydowska, ktora zrobila taki chlew w pokoju, ze szkoda gadac.

Ruszylismy na zwiedzanie miasta, ktore jeszcze nie zdazylo sie obudzic (byla niedziela, na dodatek w czesci starego miasta padlo swiatlo). Na rynku trafilismy na parade wojsk wszelakich. Peruwianczycy lubuja sie chyba w mundurach, sciagneli tyle roznych rodzajow wojsk i policji, ze chyba nawet Polsce tyle nie widzialem, jacys komandosi, ratownicy gorscy, ze 3 gatunki policji, w tym jacys po cywilu, kobiety w mundurach, sluzba zdrowia, orkiestry itd. Wszystko to strzelilo ognista defilade przed trybuna honorowa (polowa to jakas generalicja).

Po powrocie mielismy juz swoj pokoj, wiec znowu ruszylismy w teren. i tu uwaga: udalo nam sie za przyzwoita cene wynajac 3 porzadne Hondy enduro! 35$ za 4 godziny. Pojemnosc niby niezbyt duza (400cm3), ale ile radochy. Kolesie o nic nie pytali a my tez mocno lekkomyslnie to zalatwilismy, nie mielismy praw jazdy (ja nawet w Polsce nigdy nie mialem przeciez), zadnych dokumentow typu dowod rejestracyjny, ubezpieczenia i tak wlaczylismy sie w normalny ruch uliczny :)

Mielismy za to kaski enduro, gogle, rekawice i kurtki. Wszyscy sie oczywiscie za nami ogladali, gdy jechalismy uliczkami jedno za drugim. Planowalismy ambitnie zwiedzic Moray (jakies 40 km od Cuzco), gdzie dokonano kilku odkryc archeologicznych i jakies slone jeziorka, ale czasu starczylo tylko na pierwszy punkt programu, reszte zajal dojazd (krete gorskie ulice) i wloczenie sie po jakichs wertepach.

(Znowu zachcialo mi sie motoru!)

Wywialo mnie niezle, mimo ze przezornie ubralem marihuanowe kalesony, no i kask enduro jest otwarty, nie lubie takich :) Wracalismy juz dosc pozno, spieszac sie by w narastajacym ruchu zdazyc na czas oddac sprzety. Na szczescie nikt nas nie zatrzymal (mimo ze nawet udalo nam sie pojechac pod prad, ale policjantka laskawie kiwnela nam reka). Dzien zaliczamy do udanych :)

Wieczorem szybka wizyta w HikingPeru (oszusci, ale o tym kiedy indziej) i oczywiscie w Mithology, dyskotece w ktorej mielismy sie spotkac z ekipa Pizarro. Przyszedl sam sierota, bo reszta sie podobno pochorowala, na dodatek sam tez nie mogl pic , bo caly tydzien balowali gdzies po knajpach.

Btw : Mithology nie polecamy, Hotel Pirwa za to jak najbardziej.

ps Wieczorem razem z Zuzka zasluzenie otrzymujemy dawno juz obiecany masaz w wykonaniu zawodowca, czyli Mary - specjalnosc: masaz klasyczny. Troche za lekko jak dla mnie, ale moze po paru drinkach mniej reagowalem na bodzce ;) W kazdym razie nie omieszkalem o tym poinformowac masazystki, ktora to mocno oburzylo ale nie zabila. Zuzka za to zasnela jak aniolek :)))

Brak komentarzy: