piątek, 14 grudnia 2007

07.12 - Cuzco (Peru)

Opis Inca Trail przekopiuje pozniej,bo znowu czas mnie goni.

Jestesmy w Cuzco (wczoraj wieczorem wrocilismy). Spalismy oczywiscie w Pirwie, tym razem w pokoju bez okien ale za to sami. Dzieki wczorajszej imprezie i braku dziennego swiatla ocknelismy sie przed 10ta.

Zdazylismy juz byc na dworcu rozejrzec sie za biletami, Mary do La Paz, my do Limy. Niewesolo. Tzn. podroz z Cuzco do Limy trwa okolo 20 godzin, wyjezdzamy dzisiaj o 20tej i bedziemy na miejscu jutro okolo 15tej (Mary tez wyjezdza dzisiaj, o 22giej). Tym razem wzielismy porzadny autobus, cos w stylu tego ktorym jechalismy w Chile, w trakcie podrozy daja nawet 3 posilki (to sie jeszcze okaze), ale i tak nie wiem jak to zniose, nigdy tak dlugo nie jechalem autobusem. Cena dosc duza, ledwo udalo sie 5 soli utargowac, wyszlo 85 soli, czyli pomnozyc przez 80gr. Zaczynam sie zastanawiac, czy samolot nie byl lepsza opcja (100$, niecale 3h lotu), ale Zuzka ma malo kasy, a ja tez juz musialem wspomagac sie bankomatem. Ekonomia wygrala.

Polazilismy troche po bazarze, ale ja sie nie znam na tej calej cepeliadzie, wiec prezentow nie bedzie. Kupilem liscie koki, zeby robic mate ;) , mam nadzieje, ze mnie w Stanach lub Londynie nie wezma za handlarza.

I to tyle swiezych wiesci, dziewczyny sa w jakims muzeum (nuda ;), trzeba jeszcze zjesc jakis obiad, spakowac sie, umyc i zaczyna sie powrot. Aha, okazalo sie, ze Zuzka wylatuje nie o 12tej w poludnie, a o 0:20 , wiec jeszcze przede mna (to dlatego m.in. musimy juz dzisiaj w pospiechu ewakuowac sie do Limy), a co gorsza bedzie musiala nocowac w Mexico City, tak jak ja w Miami, a i tak wyladuje w Warszawie pozniej niz ja. Przesrane, wciaz gonimy czas i nie ma chwili na odpoczynek.

Brak komentarzy: