piątek, 14 grudnia 2007

22.11 - Arequipa (Peru)


Po wyjsciu z autobusu ( w koncu!) juz z tarasu na dworcu usmiechala sie do nas mala peruwianeczka trzymajaca tabliczke z napisem "Susana, Maria, Marius", to byla wlasnie siostra kolesia z Nazca, a wiec nie sciemnial. Zawiozla nas do hostelu (dojazd z dworca wliczony w cene, mile). Nazwy w tej chwili nie pamietam, ale naprawde go polecam, czysto, ladne duze pokoje, goraca woda, blisko centrum, piekny taras na dachu. Dziewczyny byly bardzo mile i uczynne. Na dzien dobry dostalismy mate z lisci koki, smakuje troche jak zielona herbata :)

Niedawno bylismy obejrzec miasto, jest troche zabytkow, ale raczej nie wdawalismy sie w mocne zwiedzanie. Bardziej zaciekawilo nas zgromadzenie pod jakims urzedem. Stala tam gromada ludzi z transparentami i cos wywrzaskiwali. Zrobilismy tam prawdziwa furore :)) Otoczyli nas wkolo, my ich krecilismy kamera i niby wywiad robilismy, smiech na cala ulice, zaczalem sie rozgladac czy policja zaraz nas nie zgarnie za podzeganie do zamieszek bo naprawde bylo juz duze zgromadzenie a my w centrum. Zrobilismy sobie zdjecia , a jak wywolali mnie do tych bab ("gringo, gringo!") to juz w ogole wszyscy pekali ze smiechu, troche kontrastowalem taki chudy posrod grubych malych peruwianek. Oczywiscie nie omieszkalem zlapac cegly, niecodziennie jest sie bohaterem tlumow ;)

Ok, na wieczor mamy zaplanowane balowanie z opisywanym wczesniej towarzystwem, tym co podrozuja prywatnie z przewodnikiem, tez byli w Nazca wczoraj i tez sa dzisiaj w Arequipie, spotkalismy ich na ulicy i przywitalismy sie jak ze starymi znajomymi :)

Jutro zas zaczna sie schody i ostry wysilek - atakujemy kanion Colca, samotrzec, dwudniowka z noclegiem gdzies na dnie, a pojutrze wdrapujemy sie na wulkan Misti, gorujacy nad Arequipa. To bedzie juz niezly hardcor (ponad 5800 metrow npm, snieg i deficyt tlenu), ale mamy nadzieje ze bedzie ok i ze choroba wysokosciowa zlapie nas juz po powrocie.

Szybko ten czas leci, niby dopiero pare dni a juz czuje sie jakbym tu siedzial od tygodni.

Brak komentarzy: