piątek, 14 grudnia 2007

08.12 - w drodze do Limy (Peru)

Pobudka w autobusie, jedziemy juz ponad 10 godzin, ktore na szczescie przespalismy, jeszcze tylko drugie tyle i bedziemy w Limie.

Autobus rzeczywiscie o podwyzszonym standardzie, obok nas siedzi stewardesa (terramoza), ktora tak jak w samolocie co jakis czas oznajmia nam swoje lub kierowcy widzimisie przez mikrofon. Nie zapomniala oczywiscie na poczatku przedstawic siebie i obu kierowcow, podala czasy i dwukrotnie , to chyba dla nich jakis priorytet, ostrzegla ze toaleta jest wylaczie do robienia siku :) Poza tym zaraz po odjezdzie dostalismy jedzenia, samolotowe, w paczuszce (jakies mieso, pewnie z lamy, chyba nawet w moim wieku sadzac po twardosci, oprocz tego ziemniaki i nieodlaczny ryz ktorego mam juz dosyc, bo jest w kazdej potrawie, no i deserek. Jaki? Ryzowy oczywiscie. Z cynamonem.) i torebeczki na wypadek gdyby komus zrobilo sie niedbrze.

Pod nami, pomiedzy kabina kierowcow a lukami bagazowymi jest jeszcze przedzial dla vipow, taka autobusowa Business Class, z fotelami skorzanymi rozkladanymi niemal na plasko i szerszymi niz normalne. Korcilo mnie zeby sie tak przejechac, ale i tak nie bylo juz miejsc (cena 130 soli, naszych 85 soli po targowaniu). Co oczywiscie nie znaczy, ze nasze sa jakies kiepskie, tez maja oparcia na nogi, duzo miejsca i rozkladane fotele, ale co SemiCama to nie Cama ;)

Brak komentarzy: